6 marca 2022
Na przestrzeni ostatniej dekady, publiczność w Champaign i Urbanie miała okazję słyszeć kilka orkiestr z Europy Wschodniej. Pandemia COVID-19 jaka rozpoczęła się w marcu 2020 roku, zamknęła pewną epokę, jeśli chodzi o orkiestry przybywające z zagranicy. Dlatego też koncert Orkiestry Symfonicznej Filharmonii Lubelskiej, który miał miejsce w sobotę, 26 lutego w Foellinger Great Hall stał się pewnego rodzaju symbolem odnowy więzi kulturalnych z Europą Wschodnią. Patronem orkiestry jest Henryk Wieniawski (1835-1880), jeden z najsłynniejszych skrzypków/kompozytorów XIX wieku. Orkiestra ma swoją siedzibę w Lublinie, rodzinnym mieście Wieniawskiego, oddalonym od granicy z Ukrainą i Białorusią o niespełna godzinę drogi. To smutna ironia losu, że wojna wybuchła tak blisko ich miejsca zamieszkania. Podczas koncertu nie padło żadne słowo na temat wojny, ale jestem przekonany, że była ona w myślach wszystkich wykonawców.
Koncert rozpoczął się aksamitną interpretacją „Wariacji na temat Haydna” Johannesa Brahmsa. Brahms po raz pierwszy zetknął się z tym tematem, znanym jako „Chorał św. Antoniego”, w divertimento Haydna na instrumenty dęte. Obecnie jest to podważane.
Moim pierwszym wrażeniem kiedy usłyszałem tę orkiestrę, był podziw dla doskonałych proporcji w brzmieniu sekcji instrumentów dętych drewnianych. Maestro Wojciech Rodek pokazał swój znakomity kunszt dyrygencki, w każdym calu osiągając zamierzony efekt. W „Wariacjach” orkiestra oddała wszystkie niuanse dzieła jakich mogła oczekiwać publiczność. W piątej znakomicie zagrały waltornie, lecz szósta grazioso mogłaby mieć nieco więcej wdzięku.
Partię solową w Koncercie skrzypcowym P. Czajkowskiego wykonała Sara Dragan, 21-letnia skrzypaczka, laureatka wielu konkursów. Grając niezwykle głębokim, szerokim dźwiękiem Dragan wydobyła z soczystych melodii Czajkowskiego fascynujący świat bardzo ekspresyjnej muzyki. To jak po mistrzowsku sprostała technicznym wyzwaniom kadencji w pierwszej części utworu było imponujące. Jej gra w trudnych technicznie pasażach przywołała mi na myśl wirtuozowskie utwory Wieniawskiego. Sądząc po owacjach na stojąco po zapierającym dech w piersiach zakończeniu Koncertu, solistka wręcz oczarowała publiczność. Na bis artystka zagrała szóstą etiudę polifoniczną Heinricha Wilhelma Ernsta, kilka wariacji na temat irlandzkiej melodii ludowej „The Last Rose of Summer”. Gdyby chcieli Państwo raczyć się tym bisem w dowolnej chwili, na kanale YouTube znajduje się nagranie utworu Ernsta w wykonaniu Sary Dragan.
Na zakończenie koncertu zabrzmiała najsłynniejsza symfonia w całej literaturze muzycznej, V Symfonia c-moll Beethovena. Gdyby ktoś zastanawiał się jak gra ta orkiestra z Polski, w moim przekonaniu, pod koniec utworu udowodnili, że są pierwszorzędnym zespołem. Co zrobiło na mnie szczególne wrażenie, to przepiękne współbrzmienie wszystkich sekcji we fragmentach, w których Beethoven chciał osiągnąć potężne brzmienie. Było to słychać zwłaszcza w crescendach drugiej części oraz w wielkim finale. Ukłony należą się fagociście Wojciechowi Frontowi za partię solową w scherzo trzeciej części.
Podczas burzliwych braw po zakończeniu V Symfonii, myślałem co orkiestra może zagrać na bis. Z pewnością zespół z Polski zagra coś polskiego! Pierwsze dźwięki brzmiały polsko jak kiełbasa, i zdawało mi się, że słyszę rytm poloneza. Myliłem się. Był to mazur najsłynniejszego polskiego kompozytora operowego, Stanisława Moniuszki, pochodzący z patriotycznego „Strasznego dworu”. Po mazurze, orkiestra zaintonowała „Stars and Stripes Forever” Johna Phillipa Sousy, nasz nieoficjalny hymn. To bardzo miły i ciepły gest, i mam nadzieję, że ci fantastyczni muzycy wrócili bezpiecznie do swojej ojczyzny.
tłum. Anna Król
źródło